środa, 16 września 2015

Nie jem kiełbasy nie tylko w piątek. Kiełbasy wyborczej...

Zaczęło się. Już za jakiś czas zbliżają się wybory parlamentarne, ostatnie bieganie do urny wyborczej w tym roku po wyborach prezydenckich i żałosnym popisie nas samych i polityków nad referendum. Prawdę mówiąc mam w dupie obecne lewicowe partię polityczne (niektóre, jak PiS ogłaszają siebie za prawicowe, choć program wyborczy przeważa jednak na lewo). Przeanalizujmy każdy popisowy program. Zacznijmy od PO:

  • 50 tys. nowych mieszkań na wynajem – jeśli kupiłeś sobie mieszkanie rok temu, to według ewentualnych przyszłych lokatorów państwowych mieszkań zostaniesz frajerem, który pospieszył się z decyzją. Socjalistyczny pomysł faworyzujący niektórych, na szczęście nie zostanie zrealizowany jak wiele innych pomysłów podczas kampanii.
  • Ograniczenie przywilejów związków zawodowych – pewnie nic nie wyjdzie, ale cieszę się z tego pomysłu. Dzięki związkom zawodowym mamy równych i równiejszych, gdzie równiejsi otrzymują trzynastki i wcześniejsze emerytury.
  • Zniesienie składek na ZUS i NFZ – sprawiedliwym pomysłem będzie dobrowolne zdecydowanie, czy wolimy ZUS czy prywatne konto bankowe lub czy chcemy leczyć się w państwowym szpitalu czy tylko w prywatnych. Z jednej patologii możemy przejść na drugą.
  • Program stomatologiczny dla dzieci – po ośmiu latach się obudzono... Gdzieś czytałem, że Polska jest liderem w ilości dzieci mających próchnicę. 
  • Zmniejszenie wymagań sanitarnych – pomysł niegłupi, ale wali hipokryzją. Z tego co pamiętam PO nałożyło stertę śmieciowych przepisów ograniczających sprzedaż wyrobów rolniczych. W ramach obywatelskiego nieposłuszeństwa rozdawano "nielegalną żywność" w Warszawie (w akcji uczestniczył restaurator i celebryta z Polsatu Wojciech Modest Amaro). Jeśli PO publicznie powie, że naprawia błędy z przepisami, to ok.
  • Modernizacja wojska – modernizacja wojska trwa cały czas, więc te hasło jest zapychaczem mającym pokazać owieczkom, że rząd dba o rozwój armii podczas kryzysu z Rosją.
  • Likwidacja umów śmieciowych – mieli tyle lat na rozwiązanie sprawy... Skończy się tak jak zawsze.
  • Silna i zjednoczona UE – jeśli będzie wyglądać tak jak obecnie (czyli dyktat Niemiec nad resztą państw), to skończy się tak jak zawsze, czyli problem tylko będzie się nawarstwiał...
  • Likwidacja testów szóstoklasistów – wolałbym wycofanie pomysłu przymusowego wcielania sześciolatków ze szkół: a) nie stać nas, b) nie ma odpowiednich warunków c) różnice pomiędzy sześcio a siedmiolatkiem są dosyć duże. Same testy to właściwie popierdółka, gdyż zazwyczaj zdecydowana większość szóstoklasistów i tak pójdzie do najbliższego gimnazjum, które nie zwraca wyniku testu. Nie mniej sam pomysł mnie nie ziębi oraz nie parzy.
  • Reforma systemu politycznego – już raz próbowano coś zmienić, wciskając referendum, aby "zapytać się obywateli" (tak wiem, pytanie o JOWy było gówno warte, gdyż urzędujący wówczas Komorowski chciał zdobyć głosy wyborców Kukiza). Na kolejne eksperymenty nie mam ochoty (chyba, że ktoś zgłosi likwidację partii politycznych i głosowanie za konkretną osobą – ten system jest bardziej sprawiedliwy od obecnego).
  • Przyjazny urząd – było, w 2005, w 2007, w 2011... Obecnie w urzędzie da się sprawnie coś załatwić, jeśli trafimy na młodą urzędniczkę niż panią Kryśkę odbywającą praktyki w latach 80.
  • Nauka postaw obywatelskich – zbędny eksperyment, materiał z lekcji EdB (edukacji dla bezpieczeństwa) i WoSu (wiedzy o społeczeństwie) wystarczy.
  • Więcej opieki dla seniorów – do głównego celu zaliczono stworzenie specjalnego numeru alarmowego dla seniorów potrzebujących opieki, moim zdaniem dobry pomysł, choć pewnie będzie taki sam bałagan jak z numerem 112.
  • Odnowa miast – finansowana z funduszy unijnych. A moja opinia o funduszach znajduje się tutaj. Poza tym wolałbym budowę fabryki niż remont fontann w obcym dla mnie mieście.
  • Opieka dla najmłodszych – programy socjalne, ponownie równi i równiejsi. Dla rodzin z małymi dziećmi lepsze będzie obniżenie podatków na artykuły dziecięce niż kolejny socjalistyczny program.
  • 12 zł. za godzinę min. – niestety, ale nie wypali. Wiele firm raczej będzie zatrudniać na czarno płacąc te 12 zł. za godzinę, ale mając w spokoju ZUS, NFZ itd.
  • Wzrost kredytów studenckich – zbędne, programy socjalne dla studentów to głupota, faworyzująca studentów kosztem osób, które po egzaminie technicznym lub maturze poszły do pracy.
  • Jeden podatek dochodowy – wprowadzenie stawki 10% przy pozostawieniu pozostałych to jawne złodziejstwo, faworyzujące biedniejszych. Najlepiej by było, gdyby każdy miał 15% PIT (biednemu zostanie więcej pieniędzy, bogaci przy tak niskiej stawce chętnie zostaną w Polsce, a część z nich zacznie wspierać ubogich poprzez inwestycje w fabryki i zakłady i dawanie pracy.
  • Ograniczenie finansowania partii – ok, może być.
  • Budowa dróg – jednym z nielicznych sukcesów Platformy jest wybudowanie wielu kilometrów dróg i autostrad. Co prawda czasami mocno przepłacono, ale ogólnie bilans wychodzi na plus. Ok, może być.
A teraz zobaczmy PiS:
  • 500 zł. za każde drugie dziecko – tak samo jak z programem opieki dla najmłodszych PO – zbędne i niesprawiedliwe. Poza tym obawiam się, że pojawią się patologiczne rodziny rodzące dziecko tylko dla zasiłku.
  • Przywrócenie poprzedniego wieku emerytalnego – jeśli zlikwiduje się przywileje emerytalne, to nie widzę problemu. Ale znając PiS przywileje zostaną, więc zdecydowane nie.
  • Podniesienie kwoty wolnej od podatku – ogólnie kwota wolna od podatku powinna zostać zniesiona. Czemu? Patrz platformowy "jeden podatek dochodowy". Podatki muszą być jednolite dla wszystkich i tyle.
  • Uszczelnienie systemu podatkowego – było, 2005, 2007, 2011... I co? I gówno!
  • Opodatkowanie dużych sklepów – skończy się pewnie wzrostem cen w supermarketach. Sklepy osiedlowe zaś nie obniżą cen. Koniec końców nowy podatek odbije się czkawką w portfelach.
  • Podatek bankowy – ten odczujemy, szczególnie jeśli mamy kredyty.
Kolejne demaskowanie, która kiełbasa jest mniej strawna od innej, już jutro rano.

poniedziałek, 14 września 2015

Tylko "fizyczny" pieniądz.

XXI wiek zbytnio rozleniwił społeczeństwo. Lenistwo dotarło także do banków, a właściwie dla zwolenników elektronicznego pieniądza. Teza kontrowersyjna? Z jednej strony tak, bo karta z elektronicznymi pieniędzmi zapewnia szybsze zakupy itd., ale jakby spojrzeć głębiej, to można odnieść wrażenie, że jeszcze kilka lat i dzięki tym kartom banki otrzymają stertę informacji o naszych zakupach, które zaowocuje spersonalizowanymi reklamami, łatwiejszym podkradaniem pieniędzy, ryzykiem kradzieży części pieniędzy przez bank podczas kryzysu (podobno w Cyprze coś takiego miało miejsce, ale tutaj ten kontrowersyjny pomysł miał wprowadzić rząd).

Od razu zaznaczam, że nie jestem radykałem chcącym wprowadzić zakaz dla elektronicznego pieniądza. Wszystko w granicach rozsądku jest dozwolone (sam miałem kiedyś kartę zbliżeniową, ale zrezygnowałem z karty). Ale coraz częstsze nawoływanie do porzucenia papierowego pieniądza coraz bardziej zbliża do totalitarnej kontroli...

Przejrzyjmy konkretnie, jakie poważne wady mają elektroniczne pieniądze:
  • Uzależnienie od banku – nikt nie każę trzymać pieniędzy w jednym banku. Ale na 99% pracodawca przeleję pensję tylko na jedno konto bankowe. Jeśli pojawią się problemy gospodarcze, to cała nasza pensja przejdzie pod "opiekę" banku. W Grecji wprowadzono limit bodajże na 60 euro na dzień. Nie chciałbym, aby podczas kryzysu gospodarczego bank wprowadził limit na 50 zł... Papierowy pieniądz znajduje się zawsze pod naszą opieką.
  • Dobrowolnie wydajemy kilka złotych na karę – głupi sposób na wydanie pieniędzy? Nie dotrzymaj szczegółu z umowy z bankiem lub podpisz bez zrozumienia umowę, przez co raz stracisz 10 zł., a raz 15 zł., jak np. nie zrobisz 10 zakupów w miesiącu tylko 9. Głupie? No pewnie.
  • Rząd może łatwo podebrać pieniądze – o Cyprze już pisałem – brakuje pieniędzy w budżecie? Żaden problem dla złodziejskiego rządu – wystarczy opodatkować 10% kwoty z twojego konta. Proste zabrać z 4000 zł. 400 zł. na ratowanie budżetu? No pewnie!
  • Bankructwo wielu firm i wzrost bezrobocia – brzmi absurdalnie? No niestety nie. Aby zapłacić e-pieniądzem potrzebujemy dostępu do Internetu. Jeśli pan Ziutek sprzedający owoce na targowisku nie pociągnie kabla z Internetem lub nie połączy się z sąsiednim WiFi, to nie będzie mógł przyjąć zapłaty za sprzedany towar. Jeśli wprowadzimy monopol na wirtualne pieniądze, to możemy liczyć się z bezrobociem.
  • Uzależnienie od sprawnej infrastruktury – pal licho jak kupimy coś za pośrednictwem komórki – brak możliwości kupienia biletu autobusowego przez rozładowanego smartfona może nas kosztować "tylko" 90 zł. Ale jeśli jakiś złodziej pokusi się o kradzież światłowodu, to możemy liczyć się z brakiem zakupów na czas remontu. Kiedyś pewna biedna emerytka ukradła kawałek światłowodu, odcinając na kilka godzin Gruzję i Armenię od Internetu. Bardzo łatwo tutaj do paraliżu. Same sklepy przy awarii terminala nieźle dostaną po kościach, tracąc kilka-kilkanaście tysięcy zł. zysku.
  • Wielka kontrola – wszystkie transakcję są zapisywane. Nie chciałbym, aby bank wiedział, że danego dnia kupowałem chleb, jajka, Colę, kilo jabłek i kilka jogurtów. Nie lubię być kontrolowany i niech tak zostanie. Wolność i swoboda zostaną wypchnięte przez przesadne bezpieczeństwo (choć z drugiej strony dzięki wielkiej kontroli zniknie szara strefa (choć znając stereotypowych Januszy niepłacących podatków, część operacji przerzucą na obcą walutę (choćby to by było mongolskie tugriki) i następnie w kantorach wymienią walutę na elektroniczne złotówki – nie mniej szara strefa przy tak wielkiej kontroli na pewno się zmniejszy).
Podsumowując: wirtualny pieniądz jest dobrym rozwiązaniem (np. lepiej zapłacić zbliżeniowo 23,86 zł. niż dawać kasjerce 100 zł., jak nie mamy drobnych), ale musi być wyłącznie dodatkiem do fizycznych monet i banknotów. Zaś monopol na wirtualny pieniądz szybko uzależni nas od Wielkiego Brata jakim jest bank. Scenariusz z "Limes Inferior" Zajdla niestety niebezpiecznie się zbliża...

sobota, 12 września 2015

Biblijne cuda pod lupą

Chyba każdy z nas czytał o chodzeniu Jezusa po wodzie, o ucieczce Żydów przez Morze Czerwone czy też o uzdrowieniu Łazarza. Biblia powstawała w ciągu setek lat. Ten okres wystarczy do narodzin licznych opowieści, które wydają się niemożliwe. Wraz z moimi pomysłami i wyjaśnieniami z sieci postaram się jak najwięcej wyjaśnić.

Gwoli wyjaśnienia – Biblię szanuję ze względu na liczne uniwersalne prawdy moralne. Ze względu na ten fakt, nie interesuje się zbytnio przekładem Pisma Świętego, gdyż podstawowe założenia Dekalogu czy też treści Jezusa z kazania na górze są takie same. Sam posiadam egzemplarz Biblii dla Świadków Jehowy (kupiony za 10 zł. na pchlim targu obok tandetnej ceramiki i banknotów z Świerczewskim...) i w porównaniu do wersji rzymskokatolickiej prawie niczym się nie różni (no, oprócz usunięcia Ksiąg Deuterokanonicznych i formy imienia Boga).

No to zacznijmy wyjaśniać cuda:

  1. Dawid kontra Goliat – Biblia przypisuje pokonanie Goliata cudowi. No cóż, trafienie kamieniem z procy w czoło nie jest zbyt trudne. Wystarczy odpowiedni trening i może trochę szczęścia. Dodatkowo część naukowców przypisała Goliatowi akromegalię. Choroba ta objawia się gigantyzmem u chorego, przy czym kosztem gigantyzmu są wady wzroku. Jeśli Goliat na to chorował, to mając problemy z wzrokiem nie mógł zauważyć wystrzelonego kamienia.
  2. Zburzenie murów Jerycha – Izrael znajduje się na terenach, w których trzęsienia ziemi to chleb powszechni. W 1927 roku pojawiło się trzęsienie ziemi w Palestynie. Jako, że w starożytności wojna była chlebem powszechnym, to pewnie podczas wielu lat walk doszło do zniszczenia Jerycha. A trąby i krzyki Izraelitów? Pewnie miały odstraszyć mieszkańców miasta, wzbudzając efekt psychologiczny.
  3. Zniszczenie Sodomy i Gomory – niektóry uważają, że sytuacja była podobna jak w Jerychu. Ja jednak stawiam tutaj na deszcz meteorytów. O meteorytach po raz pierwszy mówiono bodajże w XVII w. Wcześniej kamyki wiązano z cudem bożym. No cóż, zniszczenie miasta nie jest aż takim cudem. Nikt nie spodziewał się meteorytu w Tunguzce lub późniejszego meteorytu w Czelabińsku. Ten w Czelabińsku zaskoczył wszystkich, ot, kamyk spadł na duże miasto, które leżało w kraju wysyłających ludzi poza ziemską atmosferę. Dziś wiemy, że kamienie spadają codziennie. Ale kilka tysięcy lat temu? O dowody nie ma co dyskutować: jeśli ktoś znalazł resztki kamieni, pełne żelaza i innych metali, to szybko meteoryt przerobiono na narzędzia i broń.
  4. Plagi egipskie – tutaj zgoda do naukowców: ot, katastrofa ekologiczna. W historii wielokrotnie zmieniał się klimat. Jedna z takich katastrof pojawiła się za rządów Ramzesa II. Po wzroście temperatury pojawiły się w Nilu glony, które zaczerwieniły wodę na czerwono. Żaby i komary opuściły zanieczyszczony Nil, przenosząc się do miast. Jak znikły żaby, to muchy mogły rozmnażać się do oporu, bez swojego wroga. Gwałtowny wzrost komarów, a potem much mógł wywołać epidemię wśród zwierząt hodowlanych. Potem w Egipcie mogła pojawiać się jakaś choroba (np. czarna ospa), gdzie krosty przedstawiono w Biblii na wrzody. Z kolei podobno za czasów Ramzesa II pojawił się w okolicy wybuch wulkanu, który mógł być odpowiedzialny za ciemności, grad (a właściwie kamienie). A co z szarańczami? Stawiam, że żaby jedzą także szarańczę. Brak żab wzdłuż Nilu mógł spowodować, że liczba szarańczy gwałtownie wzrosła. A jak połączymy te wszystkie klęski, to domyślimy się, że zginęło setki lub tysiące ludzi (śmierć pierworodnych). Trochę pechowo, ale prawdopodobnie mogło tak być.
  5. Uzdrowienie Łazarza – no, z medycznego punktu widzenia trochę ciężkie. Niekiedy zdarza się, że ktoś uznany za zmarłego nagle ożywa (podobno w 2015 roku taki "cud" nastąpił w Kenii). O ile w jeden taki przypadek za czasów Jezusa mógłbym uwierzyć, to trochę wątpię w historię opisane w ewangeliach. Zastanawiałem się nad śpiączką i nagłym obudzeniem, ale to bardziej pasuje do uzdrowienia małej dziewczynki przez Jezusa (nie pamiętam, gdzie dokładnie w Biblii to opisano). Nie mniej medycyna stała na bardzo niskim poziomie, więc działania jakiekolwiek lekarza mogło być uznane za cud (ciekawostka: Żydzi w Pięcioksięgu opisali cały szereg zasad, którymi należy się kierować. Wiele z reguł pozwalało na utrzymanie ludzi w dobrym zdrowiu, gdyż liczne zalecenia medyczne ubrano w kult do boga – Izraelici bardzo mocno dominowali medycznie nad innymi ludami Bliskiego Wschodu.
  6. Spacer Jezusa po wodzie – niektórzy naukowcy łączą ten cud z nagłym zlodowaceniem. Ja jednak mam inne wytłumaczenie. Po prostu w ewangelii wyolbrzymiono niby cud. Strzelam, że Jezus mógł unosić się na Morzu Martwym, leżąc (bez spaceru), zaś św. Piotr zamiast położyć się na mocno zasolonym jeziorze skoczył do wody. W wyniku paniki nie dał rady unieść się na powierzchnię (pomimo dużej wyporności) i czekał na ratunek od Jezusa. Ewentualnie Jezus niby unosił się na Morzu Martwym, a reszta apostołów pływała po Jeziorze Galilejskim (i jakoś połączono te dwa wydarzenia w jedno).
  7. Spacer po wyschniętym Morzu Czerwonym – nie wierzę w tą historię. Stawiam, że Żydzi uciekli w kierunku Morza Śródziemnego i po dotarciu do delty Nilu skierowali się na Synaj (przekraczając miejsce, gdzie teraz istnieje Kanał Sueski). Następnie Egipcjanie podczas pościgu mogli zginąć podczas powodzi w Delcie Nilu. Przy braku źródeł, łatwo spreparować historię o Morzu Czerwonym.
  8. Gorejący krzew – Księga Wyjścia opowiada, że Mojżesz podczas rozmowy z Bogiem był świadkiem płonięcia krzewu, który jednak nie niszczył się. Historia wielce nieprawdopodobna: stawiam, że Mojżesz dostał udaru podczas dużego upału (stąd mógł mieć halucynacje w postaci rozmowy z Bogiem). A krzew? To bardzo łatwe: wyschnięty krzew mógł się zapalić pod wpływem odbicia światła o szkło (coś w stylu szczeniackiego i prymitywnego podpalania mrówek przez lupę). Szkło mogło należeć do Mojżesza – według zdecydowanej większości źródeł, Mojżesz był "szychą" w Egipcie, pewnie bogatą. Szkło mógł dostać lub kupić.
  9. Rozmowy podczas góry Synaj – no dobra, zmieniam udar na schizofrenię Mojżesza, bo mało komu udaje się przeżyć drugi udar. Rozmowy z bogiem w samotności, podczas nudnej roboty, jaką jest wykuwanie tablic można łatwo wyjaśnić tą chorobą.
  10. Wieża Babel – łatwe: pewien megaloman, który objął władzę nad ludem, zażądał budowy zigguratu: świątyni babilońskiej. Jako, że budowa gigantycznego obiektu wymaga dużej ekipy budowlanej, to zaproszono pewnie licznych budowlańców. Budowa mogła się udać albo nie, ale mniejsza z tym. Jeśli weźmiemy z kilku plemion robotników, który każdy mówi innym językiem, to łatwo o wymieszanie języków. Po pracy robotnicy mogli rozpocząć nowe życie i oddalić się w różnych kierunkach. Niektórzy mogli zniekształcić część słów, mieć inny styl nowy (który zmieniał gwałtownie gramatykę), odkrywać nowe rzeczy i tworzyć neologizmy. O powstaniu innych języków tutaj łatwo
  11. Arka Noego – na pewno arka nie pomieściłaby wiele zwierząt. Pewnie do arki trafiłyby krowy, owce, gołębię i inne zwierzęta, które człowiek wykorzystuje do własnych celów. Historycy są zgodni, że kiedyś na terenie Bliskiego Wschodu (rzeki Eufrat i Tygrys) była gigantyczna powódź. Strzelam, że Noe mógł jednak te 40 dni spędzić w arce i trafić na Ararat, który zatrzymywał wylew Tygrysu i Eufratu na Kaukaz. Zaś potem Noe z rodziną i z dobytkiem mogli trafić na tereny obecnego Azerbejdżanu lub Armenii i tam zobaczyć tęczę.
Zalecam czytać Biblię dla prawd etycznych zawartych w kazaniu na górze i w Dekalogu. Jeśli ktoś będzie próbować wciskać wkład boga do wydarzeń, to spróbuj go nakierować na odpowiedni tor. O ile zwykły katolik zazwyczaj z dystansem podchodzi do historii, tak część Świadków Jehowy, niektórzy katecheci (sic!), niewykształcone osoby czy członkowie sekt wierzą w autentyczny wkład boga. No cóż, wiele wydarzeń można dzisiaj wyjaśnić dzięki nauce lub... psychologii (tak, mózg jest plastyczny w kwestii historii i coś, czego nigdy nie widzieliśmy może być potraktowane jako rzeczywistość). Nie mniej to, co dzisiaj uznajemy za cud zostanie wyjaśnione za 100, 500 czy 1000 lat.

czwartek, 10 września 2015

Przeprowiednie Krzysztofa Jackowskiego

Dzisiaj nie wiedzieć czemu przypomniałem sobie o pewnym "jasnowidzu", Krzysztofie Jackowskim. Słowo "jasnowidz" celowo umieściłem w cudzysłowie. Trafność jego przepowiedni nie jest zbyt oszałamiająca. Jako, że racjonalista zawsze machnie ręką na przepowiednie, nie będę wyjaśniać, dlaczego jasnowidze się mylą. Aby nie być gołosłownym, porównajmy opowieści Jackowskiego z rzeczywistością. Zamiast odpowiadać "dlaczego jasnowidz nie trafił" powiedzmy "w co nie trafił", gdyż to jest o wiele ciekawsze:

Czy może być wojna światowa? Czy może gdzieś wybuchnąć bomba jądrowa? – pyta Krzysztof Jackowski. I od razu odpowiada: – Wieszczę o wojnie od kilku lat. Ta wojna już się zaczęła. (w linku lepiej nie klikać - to fakt.pl)


Nie, żadna wojna się nie zaczęła (pomijając Ukrainę). Polska oprócz misji ONZ i NATO nie uczestniczy w wojnie, wiele wojen trwa od długiego czasu, ale są to raczej konflikty w krajach Trzeciego Świata. Państwa zachodnie wysyłają swoje wojska tylko w ramach stabilizacji danego regionu.



Przed wyborami oczywiście czeka nas jakaś afera. Ktoś wyciągnie jakieś dokumenty, widzę, że je już ma, ale czeka na ten odpowiedni moment. Poważnych kandydatów na pre zydenta będzie czterech. Tusk będzie wojować z Kaczyńskim i obaj będą na tym tracić. Pojawią się dwie nowe postacie, które będą na tym korzystać. Im bliżej wyborów, tym bardziej. Jeden to siwy mężczyzna... Druga, k... m..., tak, to może być kobieta i to jakaś alternatywa dla PO. 

To o wyborach prezydenckich z 2010 roku. Jak pamiętamy, zamiast Tuska pojawił się Komorowski, który wygrał wybory. Żadnej poważnej afery nie było. Pojedynek był właściwie pomiędzy Komorowskim a Kaczyńskim (co ważne, Jackowski myślał, że Lech Kaczyński wystartuje). Żadnych nowych twarzy nie było. Siwy mężczyzna? To bardzo zabawne, ale Kaczyński, Napieralski, Lepper, Ziętek, Morawiecki, Jurek mieli już wtedy siwe włosy. A skąd kobieta?



A tak swoją drogą. Magdalena Ogórek nagle pojawiła się w 2015 roku. Kobieta znikąd, najpierw będąca polityczną celebrytą, uważana za trzecią siłę polityczną, ale przez brak działań przegrała z kretesem trzecie miejsce z Kukizem. Mam nadzieję, że Jackowski nie będzie się popisywać, że pomyliły mu się wybory i ta tajemnicza kobieta to miała być w Ogórek.



 

Kolejne bzdury. Niby Jackowski przepowiedział wypadek w Smoleńsku, choć według jego przepowiedni Kaczyński miał z Tuskiem walczyć o fotel prezydencki...



To było o 2012 roku. Nic takiego się nie wydarzyło.



Żadnego oszustwa jako takiego nie było. A to, że część "dotacji" (cudzysłów w 100% celowy - o tym, że dotację to tylko nowomowowe tłumaczenie "pożyczki" pisałem tutaj) zmarnowano w postaci zbędnych ekranów przy drogach, niedochodowych aquaparkach, to wie każdy.



2012 nie był rokiem kluczowym. Katastrofy na skalę globalną niestety wydarzają się co kilka lat. W 2001 był to zamach na World Trade Center, w 2004 śmierć tysięcy ludzi w wyniku tsunami, w 2013 wybuchła wojna na Ukrainie, po drodze była także Fukushima, huragan Katrina, inne akcję Al Kaidy, narodziny Państwa Islamskiego, arabska wiosna, wojna domowa w Libii, interwencja w Iraku...



Owijanie w bawełnę. Jackowski mówi o wstrząsach, a dociekliwej dziennikarce nie wyjaśnia o co chodzi. Jakie wstrząsy? Trzęsienia ziemi? Dwie gigantyczne afery w polityce? Śmierć dwóch bliskich nam ludzi? Żadna przepowiednia.



Euro 2012 odniosło komercyjnie gigantyczny sukces w Polsce. Każdy oczekiwał na mecze. A Polska-Grecja, bo zaczęła się impreza, bo Lewandowski jako pierwszy strzelił na Euro 2012 gola, bo Tytoń utrzymał remis 1:1 po czerwonej kartce dla Szczęsnego. Potem mecz Polska-Rosja - walka o zwycięstwo z "największym wrogiem" okraszona golem Błaszczykowskiego, który wykiwał czterech czy pięciu rosyjskich piłkarzy oraz mecz Polska-Czechy: mecz o wszystko, w którym "Krecik" zagryzł "Reksia". A rewolucję? Ukraina pojawiła się rok później.



Tutaj zupełny odlot na 2012. Żadnego zamachu stanu w Europie nie było, we Francji coś z rodzaju wielkiego szoku odbyło się kilka lat później (Charlie Hebdo). Kraje Europy nigdy nie podejmowały spraw w miarę wspólnie. Teraz to szczególnie widać w kwestii imigrantów. O Jaruzelskim nic nie powiem, bo za ubliżanie komuś (tutaj zarówno "jasnowidzowi" jak i Jaruzelskiemu) grozi więzienie...

 
 

Przepowiednia na 2014. Raczej się nie pogorszyło, inflacja wyniosła pod koniec 2014 roku 0%, więc jeśli ktoś miał podwyżkę pensji, to w porównaniu do 2013 mógł kupić więcej. Ograniczeń w przepisach nie ma, są tylko populistyczne hasła z Holandii i Wielkiej Brytanii. Obcięcia dotacji też nie było.


 

Znów na 2014. Sądząc po wpisach na wykopowym mikroblogu, Wałęsa ma się dobrze. No dobra, prawie dobrze, bo w grudniu złamał sobie nogę. Ale złamanie nogi to aż tak wielka tragedia nie jest, jeśli ma się kupę kasy z przemówień i z emerytury prezydenckiej.


 

Ledwo trafił. 7 stycznia 2015 zamachowcy zabili redaktorów Charlie Hebdo w Paryżu. No dobra, naciągnijmy to pod 2014. Ale oprócz tego zamachu nic poważnego się nie stało. Al-Kaida owszem, osłabła (ale to każdy wie), zaś prym wiedzie teraz ISIS.


Z Jackowskiego taki jasnowidz jak ze mnie. Nie podaje się za jasnowidza, choć kilka razy trafiłem idealnie w kwestii cen benzyny (kilka razy zdarzyło mi się powiedzieć, że niedługo benzyna podrożeje - rodzina nazywa mnie jasnowidzem i zakazuje mi poruszać tematu cen paliwa). W rzeczywistości po prostu czytałem w internecie o głupich pomysłach rządu w kwestii podatków VAT i akcyzy. Jakoś poszczęściło mi się. Jackowski pewnie też czyta gazety i to, co mówi, to zwykła analiza. Nie mniej Jackowskiemu czasami trafia się wizja (wbił się w kryzys bankowy z 2008, też trafił z narodzinami nowego ruchu arabskiego). Niestety to za mało na bycie "pełnoetatowym jasnowidzem". Zdecydowanie za mało. Jeśli Jackowski uważa siebie za jasnowidza - to niech skieruje się na badania psychiatryczne. Jeśli nie wierzy w jasnowidztwo i dla pieniędzy opowiada bajki - to niech ktoś go skieruje na policję, bo szkodzi.
 

środa, 9 września 2015

Zacznijmy wyróżniać uchodźców od imigrantów

Dziś temat, którego nie lubię, bo związany z polityką. Ale konieczny do opisania. Niezależnie od źródeł, każdy próbuje wcisnąć kity i inne mity z każdej strony. Beznadziejne w swojej propagandzie mass media stoją za Europą i uważają Polskę za zacofaną, internet jest przeciwko każdemu z Bliskiemu Wschodowi i Afryki, bo różnice w kulturze, bo Polska biedna...

Przede wszystkim podstawa. Ta dziewczyna to zdecydowana ofiara wojny, której należy pomóc:

A to są imigranci, którzy z wojną nie mają prawie nic wspólnego:

Chyba widać wyraźną różnicę pomiędzy przestraszoną dziewczynką, której trzeba pomóc a grupą idiotów, których stać było na zasrany kij do selfie...

Doskonale rozumiem strach przed islamem (obecny islam trzyma się na poziomie okresu katolicyzmu, w którym palono kobiety i sprzedawano odpusty). Pamiętajmy jednak o tym, że Tatarzy mieszkający od lat w Polsce wierzą w islam, ale nie dokonują zamachów, nie polewają kwasem twarzy kobiet i nie tępią innowierców.

Jestem zdecydowanie przeciwny przyjmowaniu dorosłych imigrantów - ci sobie poradzą, a znając życie większość z nich nie podejmie się pracy lub ucieknie do Niemiec, gdzie są większe niż u nas zasiłki. Ale przyjęcie 10 tys. dzieci, które są sierotami? Jeśli polski rząd miałby jaja i postawiłby taki warunek w Brukseli przed 27 innymi państwami, to będę zadowolony. Niestety, przyjmujemy każdego - a tak weźmiemy najbardziej poszkodowanych, uratujemy częściowo psychikę dzieciaków, nauczymy ich szacunku do innych (czego wielu islamistów nie zrobiłaby). A że Polaków przekonać może tylko ekonomia w skali ich żołądka, to można wytłumaczyć w mediach, że te dzieci są nowym pomysłem na ratunek przyszłych emerytur.

Wiem doskonale, że wojna to zło i trzeba postronnym ludziom pomóc. Ale przyjmowanie dorosłych przynosi dużo szkód. A dzieci nie są nasiąknięte złymi nawykami oraz szybko zasymilują się z dziećmi-Polakami.

Dla uczciwości: Iran przyjął ponad 100 tys. Polaków w czasie II wojny światowej. Trochę wstyd, że nie przyjmujemy uchodźców, skoro jesteśmy w miarę bogatym krajem. Ale jeśli mamy pomagać, to z głową. Imigranci robiący selfie niech wracają do siebie lub robią bałagan w Francji lub w Niemczech. Ale dzieci-uchodźcy niech spokojnie żyją w Polsce.

poniedziałek, 7 września 2015

Referendum...

Będzie bardzo dużo rzucania mięsa...

Owszem, wiem, że te referendum i tak nic nie znaczyło, gdyż Komorowski chciał w tym referendum zdobyć poparcie zwolenników Kukiza...
Owszem, wiem, że pytania były kontrowersyjne, a szczególnie trzecie, gdyż te zmiany już wcześniej Sejm wprowadził...
Owszem, wiem, że w mediach gówno wyjaśniano, o co chodzi w pytaniach...

Owszem, byłem tego świadomy, ale poszedłem na referendum i zagłosowałem...

Ale że ze mną niecałe 8% wyborców poszło na referendum, to ja tego kurwa nie rozumiem...

Szanowna część rodaków (czyli zdecydowana większość), która nie idzie na wybory, nie ruszy tyłka na manifestacje, gdy mu się coś cholernie nie podoba, nie interesuje się sprawami krajowymi i lokalnymi, głosująca przeciwko komuś a nie za kimś, mam dla was takie życzenie:








Serdeczny chuj wam w dupę – i wara szczekania, że w tym kraju politycy coś źle robią, że kradną, że biorą łapówki, że nie znają się na swojej pracy, itd.. Jak nie postawicie się chociaż nad durną urną wyborczą, to jesteście gówno wartymi obywatelami. A niech kurwa politycy wam dadzą po 30% stawki podatkowe, niech doją was w ramach ZUS, NFZ oraz niech zapierdolą resztki demokracji i wprowadzą ponownie komunę. Jak zabranie jedzenia w sklepach, a strażnik miejski wpierdoli wam po ryju, to przynajmniej zostaniecie odpowiednio ukarani za bierną postawę w czasie demokracji.

A dla tych, co chociaż w minimalnym stopniu martwią się o swój kraj, ale nie siedzą biernie na dupie i chociaż pójdą na wybory czy referendum (nawet jak to zrobiła tylko dla odhaczenia niby obowiązku), radzę uczyć się języków i wyjeżdżać z republiki bananowej, im szybciej tym lepiej. Dla mnie osobiście Szwajcaria wydaje się dobra...

sobota, 5 września 2015

Niedoceniona mnemotechnika

Zanim zacznę właściwy wywód, chciałbym podziękować Krzysztofowi Galosowi za podręcznik Mózg jak komputer. Dzięki podręczniku zdałem jeden z ważnych dla mnie egzaminów technicznych w szkole oraz stałem się gwiazdą w swojej klasie, która potrafi zapamiętać w niecałe 15 minut losowy układ 52 kart.

Mnemotechniki są naprawdę przydatne, choć w szkole tylko dwa razy się z nimi spotkałem (Na siedmiu wzgórzach Rzym piętrzy się czyli sposób na zapamiętanie daty założenia Rzymu - 753 r. p.n.e. oraz Czemu Patrzysz Żabo Zielona NGłupiego Fanfarona czyli zapamiętanie kolorów tęczy). Bardzo skromnie, prawda? Pewnie koczowałbym na poziomie 3Z (zakuć, zdać, zapomnieć) gdyby nie przypadkowo... na joemonster.org nie dodano ciekawostki o Szereszewskim. Wkrótce w Google w którymś z wyników pojawiło się hasło mnemotechnika z polskojęzycznej Wikipedii, a pod sam koniec artykułu link do wyżej wskazanego kursu. No i w ten sposób zacząłem ćwiczyć mnemotechniki. Dzisiaj dosyć dobrze zapamiętuje losowe liczby, słownictwo z języków obcych czy też losową talię kart (z 50 minut zjechałem po kilkunastu próbach do 15 minut).

Czy mnemotechniki powinny być w programie szkolnym? Moim zdaniem zdecydowanie tak. Ja wprowadziłbym kurs dla czwartoklasistów i potem powtarzał co kilka lat wraz z kolejnymi etapami nauki w szkole.

A czy mnemotechniki są praktyczne? Jeśli zapamiętałem kilkanaście nazw standardów sieciowych, liczne nazwy własne techniczne, liczne polecenia itd., dzięki czemu miałem 75% na egzaminie teoretycznym (minimum to 50%), jeśli z niemieckiego i angielskiego miałem 4 na świadectwie, gdyż za pomocą mnemotechnik nauczyłem się większości słownictwa i jeśli potrafię zabawić tłum ludzi zapamiętywaniem losowej talii kart - no to chyba odpowiedź nasuwa się sama.

Swoją drogą, trochę smutne i zabawne jednocześnie jest przyglądanie się moim kolegom, którzy kują na każdy sprawdzian lub robią ściągi, gdyż nie potrafią nauczyć się na czas... A na mnemotechniki spoglądają z podziwem, choć sami nie mają ochoty spróbować...

środa, 2 września 2015

Jak tam polska szkoła?

Teraz jestem w klasie maturalnej, 4 klasa technikum. Tak więc obok matury idzie jeszcze egzamin zawodowy. Ze względu na mój kierunek, będzie to test znajomości HTML (języka skryptowego do pisania stron www), prac z bazami danych i pisania skryptów w JavaScript. Jako obserwator licznych zmian w szkole (piekielny rocznik 1996, króliki doświadczalne ministrów oświaty) mogę w miarę racjonalnie objechać wiele wad szkoły:

  • ciągłe zmiany – pamiętacie Giertycha, który w 2006 roku został ministrem oświaty? Pomijając głupotę tego pana (zarówno w polityce jak i w podejściu do stworzenia świata) pan Giertych próbował wprowadzić mundurki w szkole oraz program bezpiecznej szkoły. Bezpieczna szkoła nie weszła w życie (chyba Katarzyna Hall zniosła realizację programu), zaś moda na mundurki trwała 2-3 miesiące (sam miałem mundurek, nosiłem go do szkoły 3 tygodnie, kosztował prawie 70 zł., czyli ok. 120 zł. naszych). Czy mamy jakieś głupie zmiany? Pewnie – bałagan z maturami, sześciolatki do szkół, nowa podstawa programowa...
  • niesprawiedliwość z darmowymi podręcznikami – dzieciaki z podstawówki otrzymują darmowe podręczniki. Projekt o dziwo się udał (w Toruniu np. tylko kilka procent książek było mocno zniszczonych i nie nadawała się do użytku). Najgłupsze na krótką metę jest to, że dwa lata temu podręczniki były tylko dla 1-klasy, rok później dla 1 i 2 klasy, a w tym roku dla 1, 2 i 4 (sic!) klasy. I tak jeśli twoje dziecko poszło do 3-klasy, to niestety musisz pogodzić się z zakupami. Najgłupsze na długą metę jest to, że uczniowie gimnazjów, szkół średnich nie dostają podręczników. Gdzie sprawiedliwość? Albo niech socjalistyczne pomysły obowiązują każdego, albo nie kupujmy za podatki nikomu podręczników.
  • dzieci-Pudziany – tak tylko można nazwać dzieci, które przez skąpstwo lub głupotę dyrektorów taszczą do szkoły codziennie 10-kg plecaki. Niby drogi wydatek na szafki to właściwie nic przy kosztach operacji pleców. W podstawówce miałem dużo szczęścia - dyrektor i nauczyciele zadbali o mini-szafki, gdzie każdy mógł trzymać przybory plastyczne i część zeszytów (i to w 2003 roku, gdy byłem w 1. klasie podstawówki!). 12 lat, a dzieciaki zazwyczaj nadal dźwigają stertę rupieci do szkół.
  • WF – polska szkoła nie ma żadnych warunków do prowadzenia normalnego WFu. W ilu szkołach istniały prysznice, gdzie po ćwiczeniach w sali można było się wykąpać? Stawiam dychę, że 1 na 100 szkół ma łazienki. W ilu szkołach nauczyciel rzeczywiście dawał wolną rękę w ćwiczeniach? Pewnie w co dziesiątej. Na szczęście u mnie w szkole na Orliku istnieje wybór w postaci biegania po stadionie, grę w piłkę nożną, ręczną, koszykową lub ew. w siatkową, jeśli nie przeszkadza nam brak siatki. Problem pojawia się jednak, jak mamy zajęcia na sali. Tutaj z braku miejsca po prostu nie da się z sensem robić czterech rzeczy na raz, dlatego wygrywa zawsze gra zespołowa lub zaliczanie skakania na kozła... Innym poważną wadą jest (a może był, bo od wczoraj jakieś zmiany wprowadzono w tej kwestii i jest szansa, że już weszło to w życie...) ocenianie z WFu. Nowa reforma zakłada, że ocena idzie nie za wynik, a za włożony wysiłek. Wcześniej jeśli np. świetnie biegałeś i dostałeś 5 za bieganie to np. za włożenie wysiłku na skakanie na kozła przy uderzeniu nogami lub w krocze o to dziadostwo dostawałeś maksymalnie 3.
  • Mój przedmiot jest bardzo ważny/najważniejszy i już – podejście wyjątkowo popularne w szkołach średnich. Dzisiaj w szkole ten tekst usłyszałem 6 razy... Wiem, że niektóre przedmioty są ważne, ale dziwnie to brzmi, jak nauczyciel od przedmiotu, który nie uczy mnie pod egzamin lub maturę żąda traktowania jego przedmiotu priorytetowo.
  • Uczenie zbędnych rzeczy – nie trzeba tego komentować. Ja nie pamiętam już, czym jest osmoza, jaki jest wzór na kwas mrówkowy, tłumaczenia nazwy cmentarza z niemieckiego...
No dobra, ale czy są też plusy? Tak:
  • nowa matura – była duża burza, ale obiektywnie przyznam, że wymaga jakiegoś myślenia i jest uczciwsza od poprzednich. I tak na ustnym polaku każdy musi wylosować jakiś temat oraz omówić go po przygotowaniu w 15 minut konspektu (w postaci listy, mapy myśli). No cóż, matura powinna coś znaczyć – nie wiedząc, czego można się spodziewać, należy po prostu jak najwięcej przeczytać książek, znać lektury chociaż z streszczeń, oglądać filmy. Wadą ustnego polaka jest to, że w konspekcie może znaleźć się każde dzieło sztuki. Tutaj zasada jest bardzo liberalna. I tak jeśli na maturze z sensem połączyć wątek z 13. posterunku, teksty zespołu Bayer Full i wpis z mojego bloga, to komisja musi to uznać. Matematyka obowiązuje każdego – pseudohumaniści nie uciekną od królowej nauki, która jako jedyna nie kłamię.
  • zmiana podejścia nauczycieli – zwyczaj, że na każde pytanie istnieje jedna odpowiedź już minął. Większość nauczycieli przestała postrzegać problem zero-jedynkowo akceptując alternatywne odpowiedzi, nieszablonowe myślenie itd.
  • system wagowy – system wagowy bardziej sprawiedliwie ocenia danego ucznia. Co prawda, ciężko przelicza się oceny w tym systemie, ale jeśli ocena z pracy klasowej ma rzeczywiście większą wartość od pały za brak zadania domowego, to można ograniczyć patologiczne bieganie z różnymi projektami (robionymi zresztą często na kolanie), które zawyżały ocenę.
Ogólnie jako liberał chciałbym, aby szkoła była też jak najbardziej liberalna. Podobno szkoła w Summerhill odniosła duży sukces w liberalnym podejściu do nauczania. Z chęcią chciałbym zobaczyć realizację takiego planu w wybranych szkołach w Polsce. Nie wiem jak u gimnazjalistów by się to sprawdziło, ale siedmio- i ośmiolatki na pewno chciałyby poznać znaczenie liter, liczb, odczytywania map, znaczenia słów niepochodzących z języka polskiego itd. Nie mniej najpierw należy rozwiązać obecne problemy, a potem warto zacząć eksperymenty.

wtorek, 1 września 2015

Tajemnica szpitalnych kolejek rozwiązana?

Miał być wpis o polskim szkolnictwie, ale przez ludzką głupotę zmieniłem zdanie.

Historia z dzisiaj

Równa godzina 11. Przyszedłem do dentysty na leczenie jednego zęba. Termin miałem na 11:30, ale stwierdziłem, że spokojnie poczytam książki w pdfach. Książek nie poczekałem, bo wpuszczono mnie o 11. Czemu? No cóż, pacjenci z godzin 9:30, 10:00 i 10:30 nie przyszli, a pacjenta na 11 zadzwoniła kilka minut przed 11, że się trochę spóźni. Moje leczenie potrwało pół godziny. Po zabiegu w kolejce czekała starsza kobieta, która miała mieć wizytę na 12:00. Wpuszczono ją szybciej.

Na wizytę czekałem cały miesiąc. Nie wiem, ile osób nie dopilnowało swoich terminów. Jeśli ludzie nie tylko olewają wizyty u dentysty, a taka patologia istnieje w ortopedii, neurologii i gdziekolwiek, to współczuje lekarzom. Przez olewanie społeczeństwa pewnie terminy są 3-4 razy dłuższe…

A teraz wyobraźmy sobie, że ludzie pilnują terminów, bo za niewstawienie się lub nieusprawiedliwienie płacą mandat, NFZ nie ogranicza szpitali limitami, składki dla NFZ nie są obowiązkowe, przez co państwowe szpitale muszą mocno rywalizować z prywatnymi, istnieje profesjonalny e-szpital, gdzie na maile są wysyłane wiadomości, że można przesunąć termin na szybszy, bo zwolniło się miejsce... Takie proste pomysły, a nikt nie ma odwagi lub chęci ich wprowadzić...

niedziela, 30 sierpnia 2015

Ubuntu ciąg dalszy

Dalsze przygody z Ubuntu przekonały mnie do pozostania na tym systemie. W takim razie co ma takiego Ubuntu, czego brakuje Windowsowi?
  • Współpraca z sprzętem: na wielu forach istnieją teksty typu "Dlaczego dany sprzęt nie działa". Nie wiem czy ten problem to domena starszych dystrybucji czy też Ubuntu jest dopracowane pod tym względem. Nieważne, grunt że współpraca jest o wiele lepsza niż w Windowsie. Do testów użyłem drukarki HP (stary model mający już 7 lat) oraz modem Huawei od Play. Po podłączeniu drukarki i napisaniu tekstu na Libre Office chciałem wydrukować stronę. Nie wyskoczył żaden komunikat o instalacji, sterownikach. No cóż, stwierdziłem, że kliknę "drukuj bezpośrednio" i poczekam na komunikat. Zamiast komunikatu wydrukowało mi stronę. Świetnie. W przypadku modemu Play wystarczyło w ustawieniach sieci stworzyć sieć komórkową i rozłączyć się z WiFi, aby złapało modem. Działa bezproblemowo. W Windows 7 musiałem czekać na instalację sterowników, w przypadku Play musiałem instalować badziewny problem, który pasożytował w autostarcie. O gdzieniegdzie popularnym Windowsie XP nie wspomnę.
  • Pakiet LibreOffice: Libre Office to dedykowany dla Windowsa pakiet biurowy. W skład LibreOffice wchodzą: Writer (do pisania dokumentów), Calc (arkusze kalkulacyjne), Impress (prezentację), Base (bazy danych), Math (funkcję matematyczne) i Draw (grafika wektorowa). Przejrzałem dokładnie tylko Writera, ale od Microsoft Word jest trochę lepszy. Writer ma o wiele lepiej dostosowane funkcję, przez co nie męczę się z ich szukaniem. Poważną wadą Writera jest brak czcionek jak Times New Roman czy Arial - pewnie Word nie potrafi pracować z tymi z Libre Office. Innym dobrym plusem jest aplikacja Base - Microsoft Office Home Edition nie posiada Accessa, przez co właściwie jest nic nie wart dla bardziej wymagających użytkowników.
  • Instalacja i usuwanie programów: zero wyskakujących okienek, nikt nie zainstaluje beze mnie śmiecia lub czegoś zbędnego (instalacja wymaga uwierzytelnienia polegającego na wpisaniu hasła), zero spywarów i dodatków do przeglądarki. Genialne!
  • Kadu: Kadu to aplikacja zastępująca parę komunikatów internetowych (w tym popularne kiedyś Gadu-Gadu). Kadu w przeciwieństwie do GG nie zabiera mojego czasu na zamykanie reklam oraz działa szybciej. To wystarczy.
Gdyby tylko istniało dla Ubuntu coś, co zastąpi Sim City, to by było idealnie.

A wczoraj moja siostra prosiła o pomoc z systemem Windows 8.1 Dziadostwo domagało się wszędzie dostępu do konta, rejestracja nowego konta wymagała maila, hasła, imienia i nazwiska, wszystko było nieintuicyjnie poukrywane, systemowe aplikacje jak "Gry", "Mail" były tak pożyteczne jak komary lecące metr nad waszymi uszami, a sam system miał cholerny apetyt na RAM, a laptop po 10 minutach był na tyle gorący, że można było smażyć jajka (z specjalną podstawką przesuwałem te granicę do 15 minut...). Odkąd zainstalowałem Linuxa, to sprzęt aż tak szybko się nie rozgrzewa.

W skrócie: wyrzuć Windowsa i zainstaluj Linuxa. Zaoszczędzisz zdrowia, pieniądze i nerwy.

piątek, 28 sierpnia 2015

Niechcący wprowadziłęm w błąd :(

No cóż, w internecie nie należy wierzyć we wszystko, tak podobno mówił Abraham Lincoln.

Żarty i ironia jednak na bok, bo sprawa poważna. Dzisiaj za sprawą komentarza przypomniałem sobie o planach z Kostaryki. No cóż, dzisiaj znalazłem artykuł z Focusa. Okazuje się, że owszem, plany z Kostaryki same w sobie są. Problem w tym, że dyskutowano o tym w zeszłym roku. Dodatkowo sam pomysł ma pewną wadę: zwierzęta do opieki (ze względu na swoją starość, choroby) miały trafić do specjalnych fundacji. Tyle że fundacje nie dostają od kostarykańskiego rządu ani grosza. Koniec końców można odnieść wrażenie, że rząd przerzuca odpowiedzialność na sektor prywatny.

A co z 10-letnim okresem przejściowym? Okazuje się, że organizacja Fundazoo, zarządzająca ogrodami zoologicznymi nie zgodziła się na wcześniejszy pomysł, w którym okres przejściowy był 10 razy krótszy. Dodatkowo rząd nie spieszył się z przedstawieniem warunków Fundazoo.

Przepraszam za wprowadzenie w błąd.

czwartek, 27 sierpnia 2015

Cała nasza historia to jedno wielkie fałszerstwo

Lubicie pewnie opowieści o rycerzach, wielkich odkrywcach geograficznych. Lubicie pewnie oglądać programy historyczne, szczególnie o historii najnowszej, która trwale zmienia nasze życie. Niestety muszę was zmartwić - cała nasza historia jest mniej lub bardziej sfałszowana. Jestem świadomy ilości mitów i nieprawd, które powielają się w szkołach. Czasami nawet na lekcjach historii obalałem część nieprawd, mając świadomość, że moja wersja też nie musi być prawdziwa. No cóż, nigdy nie poznamy dobrze naszej historii. Może ostatnie kilka lat dzięki powszechnemu Internetowi nie zostanie sfałszowane, ale tylko w krajach Ameryki Północnej, Europy i gdzieniegdzie w Azji.

Wielkim mitem na pewno są narodziny Polski dokładnie w 966 roku. Nie, chrzest Mieszka I i narzucenie katolicyzmu było elementem zjednania sobie sojuszników jakimi byli Watykan i Czesi. Historia Polski (jako samych Polan) zaczęła się od półlegendarnych władcach Siemowicie, Lestku i Siemomyśle. Co ciekawe, obok Polan istniała kiedyś cywilizacja Wiślan, zamieszkująca obecną Małopolskę. To właśnie Wiślanami rządzili legendarni Krak i Wanda. A co z samym chrześcijaństwem? Nie był on wprowadzony nagle. A słyszeliście o buncie przeciwko chrześcijaństwu? Nie pamiętam niestety, czy bunt wybuchł za panowania Mieszka II czy Kazimierza Odnowiciela, ale warto o tym wspomnieć.

A słyszeliście takie łacińskie powiedzenie jak "damnatio memoriae" lub termin "ewaporacja" z orwellowskiego Roku 1984? Oba pojęcia można potraktować jako synonimy pasujące do definicji "trwałe wymazanie z historii niewygodnej osoby". Kto został skazany na damnatio memoriae? Na pewno Echnaton - faraon, który zasłynął nakazem kultu do jednego boga w religii egipskiej. Bardzo ciekawe jest to, że o Echnatonie nie znalazłem informacji w "Ilustrowanej encyklopedii mitów i legend świata" Cotterella. Ze względu na wielką rewolucję, powinien mieć w podręcznikach szkolnych swoje 5 minut. Ironią losu jest fakt, że jego syn Tutanchamon jest najpopularniejszym egipskim faraonem, choć nie rządził długo i prawie nic istotnego nie zrobił w swoim życiu. Bardzo zapomniana postać.

"Ewaporowano" także półlegendarnego Bolesława Zapomnianego, domniemanego brata Mieszka II. Podobno gnębił ludzi, nie potrafił gospodarować krajem, przez co został zapomniany przez kronikarzy.

Mity są tworzone do dzisiaj. Od niedawna wielkim odkryciem z mroków historii stała się biografia Nikoli Tesli. Niestety, wiele historii to bzdury, mające zrobić z niego boga techniki (nie kwestionuje wkładu Tesli w rozwój nauki, gdyż dzięki niemu możesz czytać ten wpis). Niedawno na kwantowo.net pojawił się artykuł o Tesli. Następnego dnia okazało się, że autor wykorzystał naiwność internautów. No cóż, bzdury zostały zdemaskowane. Niestety, inne o Tesli jeszcze czekają.

A słyszeliście o Hypatii z Aleksandrii? Prawdopodobnie to ona stworzyła astrolabium - narzędzie pomagające zmierzyć pozycję Słońca i innych ciał niebieskich. Sama Hypatia wierzyła, że Ziemia krąży wokół Słońca. Niestety, podpadła chrześcijanom, którzy w okresie życia Hypatii mieli już monopol na religię w Cesarstwie Rzymskim. Fanatyk religijny Cyryl skazał Hypatię na tortury i śmierć, zaś jej pracę naukowe zniszczono. Najsmutniejsze jest to, że badania Hypatii przyspieszyłyby gwałtownie badania astronomiczne (o ponad 1100 lat), zaś sam Cyryl został w 1882 roku świętym...

Fałszowanie historii jednak na wielką skalę odbywa się tu i teraz od lat 20., kiedy to pojawiły się pierwsze ustroje totalitarne. Stalin usuwał z zdjęć Jeżowa i Trockiego, Hitler tworzył od zera nową historię, w Chinach Mao Zedong zniszczył prawie całą kulturę. W Polsce fałszowanie historii przez komunistów zrodziło wielki mit o pomocy ZSRR podczas wojny, okraszonej kilkoma incydentami jak Katyń.

Wiele osób uogólnia wydarzenia. I tak: Mikołaj Kopernik nie odkrył, że Ziemia kręci się wokół Słońca (on tylko przedstawił naukowe dowody na teorię ze starożytności), Kolumb nie odkrył Ameryki (odkrył Karaiby - pierwsi w Ameryce byli Wikingowie, choć istnieją już hipotezy, że Egipcjanie poznali Majów i doszło do wymiany kulturowej), a obozy koncentracyjne budowali tylko Niemcy (do dzisiaj kilka obozów koncentracyjnych działa w Korei Północnej).

No cóż, cała historia to tak naprawdę jedno wielkie kłamstwo. Wymazywanie z dokumentów cesarzy rzymskich, pomijanie niektórych osób w średniowiecznych kronikach, upiększanie biografii świętych przez kościół, propaganda, niszczenie dokumentów, umiłowanie do plotek i uogólnień niż do samodzielnego sprawdzania informacji... Cała nasza historia jest kłamstwem.

środa, 26 sierpnia 2015

Dlaczego nie chcę na teraz kary śmierci?

Jestem zwolennikiem kary śmierci. Kiedyś wymyśliłem sobie regułę, według której, jeśli przestępstwa nie da się "naprawić", to należy posunąć się do najwyższej kary. Do tego typu przestępstw zaliczałbym zabójstwo (wiadomo - nie cofniesz zabójstwa), gwałt i pedofilię (trwały uszczerbek psychiczny). Niekiedy do tej grupy zaliczam działania na szkodę państwa w bardzo dużej skali (korupcja u posłów, pranie brudnych pieniędzy na przemysłową skalę). Pomimo swoich poglądów możecie być pewni, że nie podpiszę się pod żadną inicjatywę typu "referendum nad karą śmierci" przez kilka(naście) lat. Warto sobie uświadomić, że wprowadzenie jednej decyzji będzie Polskę słono kosztować.

No to jakie mamy wady?
  1. Polskie sądy popełniają same błędy, przez co istnieje ryzyko, że dużo osób zostanie zabitych za niewinność – tutaj nie ma co zbytnio dyskutować. Jeśli rodzina skazanego będzie chciała pozwać sędziów za karę śmierci za niewinność, to jest pewniak, że sąd przegra w Strasburgu. Koniec końców Polska zapłaci karę (czyt. za nasze podatki).
  2. Kara śmierci odrzuci nas na "zadupie polityki zagranicznej" – kara śmierci jest zakazana w Radzie Europy. Aby wejść do Unii Europejskiej, należy być wcześniej członkiem RE. Koniec końców za wprowadzenie kary śmierci możemy pożegnać się z Unią oraz być zawieszeni w prawach RE. Jedynym krajem europejskim, który ma status zawieszonego, to Białoruś.
  3. Konstytucja zabrania wykonywania tej kary – aby wprowadzić karę śmierci należałoby właściwie napisać nową. Szkoda pieniędzy na to, jeśli jedynie, co się zmieni to wprowadzenie kary śmierci.
  4. Nagonka i sankcję – niektóre kraje wprowadzą dla nas sankcję gospodarcze, przez co albo zabraknie nam jakiś towarów, albo będziemy za nie przepłacać. 
Koniec końców, jeśli część państw europejskich przywróci karę śmierci, to można zastanowić się nad referendum. Wtedy raczej nic nas to nie będzie kosztować. Na razie jednak demagogię nad karą śmierci (głoszoną głównie przez Korwin-Mikkego) należy wsadzić sobie w miejsce, gdzie plecy tracą swoją szlachetność.

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Ubuntu - czyli jak przestałem się martwić i pokoch... polubliłem turkawkę

W końcu zrobiłem to, co od długiego czasu planowałem. Zainstalowałem Ubuntu. Ubuntu to chyba najpopularniejsza wersja Linuxa, choć przez niektórych (jak Stallmana, twórcy wolnego oprogramowania) Ubuntu już stanowi rodzaj spyware. Na razie z Ubuntu korzystam z 3 godziny. Czy się cieszę? Tak. Nie jest to zdecydowana opinia (wielu rzeczy jeszcze nie potrafię zrobić bez podręczników), ale zapowiada się interesująco.

Z mojego racjonalnego punktu widzenia Ubuntu stanowi prawdopodobnie idealny kompromis pomiędzy ideą otwartego oprogramowania a pracą na co dzień. Gdybym stawiał serwer, pewnie użyłbym innej dystrybucji (pewnie CentOSa, którego poznałem w szkole), ale do przeglądania internetu Ubuntu zdecydowanie się sprawdza.

Instalacja systemu odbywa się podobnie jak w Windowsie - wybieramy język, leci tok instalacyjny. Ważną różnicą jest podłączenie się do WiFi podczas instalacji - ciekawe i dobre posunięcie jeśli chcemy zainstalować od razu aktualizację. Wybór klawiatur jest zdecydowanie większy - na liście znalazłem klawiaturę w esperanto (może się przydać, znam podstawy tego języka), istnieją różne odmiany układu klawiszy. Czy dobre? Podobno tak, jeśli dużo piszemy. Ja na razie zostaje na QWERTY.

Po zainstalowaniu pierwsze co zrobiłem to rzuciłem pobieżnie okiem, co gdzie się znajduje. Zupełnie inaczej niż w Windowsie wyszukiwarka szuka jednocześnie danych w sieci, programów i plików. Trochę upierdliwe, ale niech będzie. Centrum oprogramowania przypomina Sklep Google na Androidach - szukasz interesującego oprogramowania i instalujesz.

Domyślą przeglądarką jest Mozilla Firefox. Dla mnie najzupełniej wystarczy. Po zainstalowaniu Ubuntu Mozilla posiada interfejs po angielsku, ale aktualizację same instalują polską wersję.

Zainstalowanym protokołem pocztowym jest Mozilla Thunderbird. Tutaj mam niestety duże rozczarowanie, gdyż Thunderbird nie obsługuje Gmaila od najnowszych wersji. Podobno w Centrum oprogramowania znajdę inny protokół pocztowy, ale przyzwyczajenie do Thunderbirda i niesmak pozostał. 

Poczekam jeszcze z tydzień na ostateczną opinię. Jak na razie na plus.

sobota, 22 sierpnia 2015

Dobre wieści z Kostaryki

Obok wojen, dyktatur, nędznej polityki i korporacji, które chcą wiedzieć więcej niż moja mama są także dobre wiadomości z świata. Dziś przypadkowo natknąłem się na informację, że w Kostaryce zostaną zlikwidowane wszystkie ogrody zoologiczne (źródło). Pomysł dobry? Dla przyszłych zwierząt na pewno.

Kostaryka już szybciej zakazała polowania dla sportu. Obecne ogrody zoologiczne będą stopniowo zamykane w ciągu 10 lat. Stopniowo, gdyż zwierzęta w niewoli nie dadzą sobie rady na wolności (wiadomo czemu, weźmy tutaj lwa - jak lew dostaje od opiekuna surowe mięso, to na safari nie pomyśli, że chodzący koń wyglądający jak debiutancki album Republiki nazywany przez ludzi zebrą to dla lwów ekwiwalent ludzkiego kotleta schabowego). Z artykułu jednak wynika, że stopniowo zwierzęta będą uczyć się żyć na wolności. Czy to dobre dla zwierząt?

Trzymanie zwierząt w niewoli bądź co bądź będzie istnieć w Kostaryce - ale tylko, gdy zwierzę będzie chore.

Pomysł nietypowy, ale bardzo ciekawy. Podoba mi się ten pomysł. Oglądanie zwierząt w zoo nie jest zbyt fajne (wieje sztucznością oglądanie jelenia za klatką). Jak ktoś chce obejrzeć dzikie polskie zwierzęta - niech wyjdzie z domu (najlepiej nad ranem, gdy prawie wszyscy śpią) i wzbierze się w cierpliwość. W dużą cierpliwość. O ile mam 300 metrów od mojego domu las, to w ciągu 7 lat mieszkania w tej okolicy napotkałem tylko kilka razy jelenie, a raz ślady po dzikach (choć mój przypadek jest prawdę mówiąc słaby, gdyż te zwierzęta po prostu przez przypadek trafili na skraj lasu pod osiedle.

Trochę gorzej wygląda oglądanie na wolności słoni czy lwów. Safari na Tanzanii kosztuje prawie 1800 zł. na osobę (i to tylko na 3 dni). Nie mniej z czasem cena może minimalnie spać, a dochody gwałtownie wzrosną. 20 lat temu Turcja była szczytem marzeń, a dzisiaj do Stambułu wystarczy wziąć serię nadgodzin w jednym miesiącu, za które uzbieramy niecałe tysiąc złotych. A Tanzania za likwidację wszystkich zoo z egzotycznymi zwierzętami na pewno stanęłaby na nogi dzięki wzroście turystów, którzy chcieliby oglądać zebry.

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Postęp techniczny i naukowych z czasów zimnej wojny. a dzisiejszy

Przeglądając wykop natknąłem się na ciekawą dyskusję dotyczącą rozwoju technicznego. Niektórzy sądzą, że w dziedzinie nauki nastąpiła stagnacja, że nikt nie planuje już wielkich lotów w kosmos, a dzieła science-fiction mocno przystopowały z lotami w kosmos, skupiając się na innych faktach. Pomyślałem chwilę i stwierdziłem, że postęp techniczny nadal jest na wysokim poziomie, tylko zmieniły się priorytety. W czasach zimnej wojny, USA wraz z ZSRR ścigały się w pokazaniu, kto ma większe możliwości. Polem do popisu stał się kosmos (a właściwie obszar pozaziemski, gdyż nasza planeta to też część wszechświata). Rosjanie zaczęli od Sputnika, później doszła Łajka i Gagarin, zaś Amerykanie przebili Kraj Rad wysyłając Armstronga na Księżyc. Obok odkryć z astronomii i astronautyki doszły wielkie badania medyczne, wielki rozwój energetyki jądrowej itd.

Postęp techniczny w czasach zimnej wojny miał poważną wadę - nauka rozwijała się kosztem ludzi. O ile w USA postęp naukowy kosztował tylko wielkim wzrostem długu publicznego, to ZSRR wraz z kolejną rakietą wystrzeloną na obszar pozaziemski obok większego długu miał problem z Rosjanami, którzy siedząc w 30 osobowej grupie oglądali lot jedząc ziemniaki z słoniną i popijając herbatą. No cóż, loty były i są drogie, a w krajach totalitarnych płacili za nie ludzie.

Po zakończeniu zimnej wojny rozwój techniczny przestawił się na zysk niż na prestiż. Dużą wadą było to, że rozwój techniczny popychały wielkie koncerny, które wraz z zwiększonym dochodem coraz bardziej uzależniały nas od ich produktów (Microsoft, Apple, Google [tak, trąci hipokryzją pisanie bloga oferowanego przez Google - ale niestety polskie serwisy blogowe to jeden wielki banner reklamowy i syf i musiałem wybrać mniejsze zło]). Z drugiej strony technika wprost skierowała się na ludzi - każdy może dotknąć najnowszych wynalazków. W czasach zimnej wojny nowe wynalazki zaczęły latać po orbicie i rozpoczęły ratowanie ludzi od katastrof, ostrzegając o tym, co się może stać za jakiś czas.

Spójrzmy na listę odkryć i wynalazków w latach 1945-1989:
  1. bomba atomowa (1945)
  2. tranzystor (1947)
  3. samolot z prędkością naddźwiękową (1947)
  4. kolorowa telewizja (1950)
  5. magnetowid (1951)
  6. bomba wodorowa (1952)
  7. struktura DNA (1953)
  8. elektrownia jądrowa (1954)
  9. światłowód (1955) 
  10. lot Sputnika (1957)
  11. pas Van Allena (1958)
  12. układ scalony (1958)
  13. Gagarin w kosmosie (1961)
  14. skalpel laserowy (1964)
  15. przeszczep trzustki (1966)
  16. pulsar (1967)
  17. kalkulator (1967)
  18. przeszczep serca (1967)
  19. mysz komputerowa (1968)
  20. wylądowanie na Księżycu (1969)
  21. tomografia komputerowa (1972)
  22. wykorzystanie energii słonecznej (1973)
  23. zdjęcia Jowisza od sondy Pioneer (1973)
  24. GMO (1973)
  25. zdjęcia Wenus od sondy Venus 9 (1975)
  26. gry komputerowe (1976)
  27. pierwsze dziecko z in vitro (1978)
  28. upowszechnienie komputerów osobistych od różnych firm (do 1980)
  29. nierozpoznawalny samolot bojowy (1980)
  30. 380 km/godz pociągu TGV (1981)
  31. tomografia komputerowa ciała człowieka (1982)
  32. płyta CD (1982)
  33. telefon komórkowy (1984)
  34. zdjęcia Uranu i Neptuna od sondy Voyager 2 (1986)
  35. wielkie badania komety Halleya (1986)
  36. sztuczna skóra (1986)
  37. zmniejszenie układu scalonego o 99% (1988)
  38. pierwszy poważny wirus komputerowy (1988)
  39. kanał IRC (1988)
I lista z lat 1990-2015:
  1. teleskop Hubble'a na orbicie (1990)
  2. terapia genowa (1990)
  3. planety pozasłoneczne (1992)
  4. niebieski laser (1992)
  5. klonowanie owcy Dolly (1997)
  6. Pathfinder na Marsie (1997) 
  7. egzoszkielet (2000)
  8. odkrycie, że Mars miał kiedyś wodę (2000)
  9. Web 2.0 (2001)
  10. pełne opisanie genomu człowieka (2001)
  11. prototyp kwiatu-głośnika (2004) - swoją drogą, dziwne wynalazki mają Japończycy...
  12. przeszczep części twarzy pobranej od zmarłego (2005)
  13. zbadanie Tytana przez sondę Cassini (2005)
  14. teleportacja protonu (2008)
  15. smartfony (chyba 2009)
  16. sztuczna chmura (2010)
  17. implant siatkówki (2011)
  18. bozon Higgsa (2012)
  19. Curiosity na Marsie (2012)
  20. wieżowiec-widmo (czyli pokazujący na ścianach to, co zasłania swoją budowlą) (2013)
  21. bioniczne soczewki kontaktowe (2013)
  22. zdjęcia Plutona (2015)
Celowo pominąłem oprogramowanie komputerowe - to żaden wynalazek, a wielu głupców na różnych portalach internetowych obok klonowania owcy czy odkrycia planet pozasłonecznych daje do rankingów stworzenie Windowsa (który na początku był wzorowany na systemie operacyjnym Apple) czy Google (też mi sukces, wyszukiwarka internetowa. Żaden wynalazek, jeśli przypomnimy sobie o poczciwej Altaviście, która była odpowiednikiem Google w latach 90.)

Lista nie jest wyczerpująca. I tak w ciągu 40 lat mamy 39 wynalazków i odkryć (prawie 1 na rok) oraz w ciągu 25 lat mamy 22 wynalazki i odkrycia (też prawie 1 na rok). Z racji braku wolnego czasu nie poszukałem konkretnie nowych wynalazków z ostatnich 25. lat (te są rozproszone po całym internecie, co utrudnia poszukiwanie). Musiałem także ograniczyć ilość odkryć z zimnej wojny (zwłaszcza badania różnych sond, które mocno zwiększyły naszą wiedzę o Układzie Słonecznym).

Lista jest subiektywna, przez co nie podejmuje się ostatecznego ogłoszenia, że postęp z ostatnich 25 lat nie tylko nie zahamował (bo odkrycia naukowe nadal są) ale że gwałtownie się rozwinął (pamiętajmy, że trzeba jeszcze uwzględnić udoskonalenia poprzednich wynalazków). Pozwolę sobie jednak na inne stwierdzenie. Komputery pomagają nam w badaniach kosmosu (komputer teraz może samodzielnie "oglądać" niebo i zapisywać listę gwiazd, które jeszcze nie zostały odkryte). Program SETI@home wykorzystuje pamięć komputerów domowych do badania obcych cywilizacji (wystarczy niewielka rezerwa RAM i Internet). Istnieją projekty, które pozwalają zwykłym ludziom bawić się w odkrywców (2 lata temu jakiś Polak przy jednym z projektów tego typu odkrył ciało niebieskie - niestety szczegółów nie pamiętam). O ile mogła spaść liczba wynalazków, to na pewno liczba odkryć naukowych (a zwłaszcza astronomicznych) gwałtownie wzrosła dzięki komputerom.

Koniec końców postęp techniczny zaobserwujemy po 5 czy 10 latach. Za dzieciaka miałem Pegasusa, Nokię 6030 z Nature Park, kolorowymi zdjęciami o wielkości kilku KB, prostą cyfrówkę. Za szczyt techniki uznałem DVD mojej siostry, które w 2005 roku zastąpiło skutecznie magnetowid z VHS. Dzisiaj nie mam konsoli (szkoda mi czasu na gry), ale widzę, jak poprawiła się grafika w grach, mam Samsunga Galaxi Mini 2 (które i tak jest przestrzały w porównaniu do innych modeli), który codziennie pobiera mi maile, robi zdjęcia, pozwala na zaawansowane gry i przeglądanie internetu, zamiast tradycyjnego DVD mam laptopa, który dzięki napędowi DVD-ROM pozwala oglądać filmy (a sam laptop pozwala na bardzo wiele). Międzyczasie opadła mi szczęka na odkrycie bozonu Higgsa (choć trochę czasu minęło, abym zrozumiał o co chodzi), oglądałem live transmisję z lotu Curiosity przez Internet, z niecierpliwością czekałem na zdjęcia Plutona od New Horizons, cieszyłem się z pdfów, dzięki czemu w komórce mam codziennie kilkanaście różnych tytułów i nie muszę papieru dźwigać... Postęp jest ciągle, wystarczy tylko dobrze się przyjrzeć na ostatnie wiadomości i na to, co masz w domu!

sobota, 15 sierpnia 2015

Garść ciekawostek naukowych racjonalnym okiem

Wracam ponownie do stałego pisania postów. Dzisiaj dzięki książce "1001 spotkań z nauką" Jamesa Trefila postaram się obalić kolejną serię mitów z świata nauki oraz przedstawić trochę ciekawostek ze świata nauki. Książki nie mam na własność - jest pożyczona, przez co do końca tygodnia bym mógł odpowiadać na informacje dotyczące książki. Sama pozycja jest zbiorem 1001 notatek (zarówno lakonicznych oraz na kilka akapitów) prezentującą fakty ze świata biologii, fizyki, chemii, astronomii, geologii. Obok notatek dołączono trochę pytań-zagadek oraz tzw. tajemnice, na które nauka nie zna/nie znała w czasie publikacji książki odpowiedzi. Książka została opublikowana w 1992 roku, polska edycja ukazała się w 1997 roku - w niektórych dziedzinach (a zwłaszcza w astronomii) informacje stały się nieaktualne, jednak nadal wiele informacji jest aktualnych do dzisiaj.


No to co tam mamy za ciekawostki i obalone mity, które pogrubiłem?

  • 49 – muchy posiadają na swoim ciele komórki wrażliwe na ciśnienie powietrza. Dzięki nim te owady wiedzą, kiedy zbliża się duże ciało, które poruszając się, spręża powietrze. Ta z pozoru mało ciekawa informacja przydała się jednak producentom pacek na muchy. Szybko się okazało, że plastikowa siatka mająca dziury, z których wydostaje się powietrze jest lepsza od gazety czy kapcia.
  • 109 – Mendel jest znany jako "ojciec genetyki". Mało kto jednak wie, że ten czeski zakonnik swoje odkrycia zawarł w austriackim czasopiśmie. Pracę stały się popularne dopiero po śmierci Mendla.
  • 183 – w ZSRR żył kiedyś "genetyk" Trofim Łysenko. Ten "geniusz" świetnie sparaliżował świat radzieckiej nauki, robiąc w tym chyba więcej szkód niż Stalin. Łysenko zasłynął obaleniem w Rosji poglądu, że geny mają związek z dziedziczeniem (poglądy zachodnich naukowców były sprzeczne z duchem marksizmu). Stalinowi obiecał posadzenie drzew cytrynowych od Morza Czarnego do Moskwy. Drzewa miano co pokolenie przesadzać w nieco chłodniejszym klimacie, tak, aby całe pokolenie drzewek mogło przystosować się do innego klimatu.
  • 184 – podejście do kreacjonizmu było traktowane niepoważnie tak samo 20 lat temu jak i dzisiaj. Co ciekawe, kreacjonizm to domena protestantów, która zresztą jest potępiana przez wielu wyznawców tego odłamu chrześcijaństwa.
  • 216 – niektórzy naukowcy twierdzili, że masowe zagłady na Ziemi następują co 26 milionów lat. Niektórzy łączyli ten cykl z gwiazdą Nemesis, która miała być tajemniczą siostrą Słońca, która regularnie zaburzała obiekty z Obłoku Oorta. Obecne badania naukowe obaliły hipotezę o istnieniu Nemesis,
  • 217 – autor pociesza nas, że jeśli cykl z katastrofami okażę się prawdziwy, to następna katastrofa odbędzie się za około 15 mln lat. Niestety sam muszę każdego zmartwić - przy obecnej beczce prochu z Chinami, ISIS, Rosją, biernością NATO itd. to masowe wymieranie połowy ludzi i wielu gatunków zwierząt odbędzie się w ciągu najbliższych lat.
  • 233 – James Trefil tutaj obala mit o neandertalczykach. Kuzyn homo sapiens nigdy nie wyglądał jak niezdarny, powłóczący nogami półgłówek. Neandertalczyk miał mózg większy od homo sapiens – to raz. Dwa – pierwszy zbadany szkielet należał do chorego na artretyzm garbusa. Neandertalczycy mieli swoje religie, robili ozdoby, robili narzędzia... W skrócie, homo sapiens miał kuzyna prawie takiego samego jak on – tylko trochę bardziej owłosionego.
  • 349 – w szkołach każdy biolog wciskał bajkę o tym, że każda komórka w naszym ciele ma jądro. To częściowo nieprawda. Czerwone ciałka krwi nie posiadają jąder – co prawda gdy rodziły się w szpiku kostnym, miały, ale wkrótce po powstaniu jądra są usuwane z komórek. Przy okazji: z powodu braku jądra, czerwone krwinki nie mogą się regenerować, przez co żyją około 120 dni.
  • 448 – ciekawostka: cykl zmian liczby plam na Słońcu zatrzymał się ostatnio w latach 1645-1715. Ludwik XIV (nazywany Królem Słońce) panował w latach 1643-1715.
  • 483 – mit: Newton nigdy nie zobaczył jabłka – to po prostu wymyślona historyjka.
  • 504 – ciekawostka: Newton sam w latach 1665-1666 stworzył kilka odkryć naukowych (w tym prawo powszechnego ciążenia i rachunek różniczkowy). Aż do XIX wieku był to prawdopodobnie najbardziej twórczy okres dla nauki, dokonany tylko przez jednego człowieka.
  • 540 – kolejna ciekawostka. Skąd się wzięły konie mechaniczne? Tą jednostkę stworzył James Watt. Zaraz po stworzeniu maszyny parowej, miał problemy z sprzedażą takich maszyn. Watt sprytnie wymyślił, aby mierzyć jakąś jednostką, jaką moc mają sprzedawane przez niego towary. Obliczył, z jaką mocą pracuje przeciętny koń. Klientom tłumaczył, że dana maszyna pracuje tak samo jak np. 2 konie.
  • 639 – Benoit Mandelbroit stworzył ciekawy pomysł na wyjaśnienie fraktali. W tym celu przedstawił następujące rozumowanie. Jeśli spojrzymy się na mapę Anglii, będziemy mogli określić określony przebieg wybrzeża. Gdy zobaczymy wybrzeże przez samolot, zobaczymy zatoczki pominięte na mapie. Kolejne nieregularności zobaczymy spacerując wzdłuż wybrzeża. Kolejne nieregularności obejrzymy pod mikroskopem, zniżając się aż do atomów. Jeśli jesteś nauczycielem fizyki lub matematyki, to masz na tacy podane rozwiązanie geometrii fraktalnej.
  • 786 – mit o Atlantydzie: legenda o wyspie prawdopodobnie opiera się o fatalny los wyspy Thera leżącej niedaleko Krety. W roku 1628 p.n.e. wybuch wulkanu zniszczył większą część wyspy. Wybuch w połączeniu z falami pływowymi będącymi konsekwencjami erupcji zniszczył cywilizację minojską. Swoją drogą – jeśli to prawda (a jestem pewien, że tak), to jak nazwać głupotę pseudonaukowców, którzy zamiast zająć się czymś pożytecznym szukają Atlantydy? Kiedyś modne były także poszukiwania Arki Noego na górze Ararat – na szczęście media nie raczą nas już tymi matołami, którzy nie pomyśleli, że nawet jeśli coś takiego by istniało (co jest równie prawdopodobne co wygranie przeze mnie kilku milionów w Totku, podczas gdy nie wydaję pieniędzy na "zdobyciu szóstki") to starsze pokolenia porąbały drewno i spaliły na ogniskach.
  • 861 – piorun może wielokrotnie uderzyć w te same miejsce. W Empire State Building pioruny setki razy uderzały.
  • 1001 – James Trefil "zrobił nas w konia". Ostatnia notka to zachęcenie do dalszego badania nauki, czytania książek popularnonaukowych itd.
  • Tu też was robię w konia ;) Także zachęcam was do rozwijania wiedzy na temat nauk ścisłych.

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Rozliczanie Dudy? Jeszcze nie

Po pierwsze przepraszam za chwilową przerwę w postach - jestem na wakacjach i najzwyczajniej na świecie zapomniałem poinformować na blogu o przerwie. Przerwa potrwa do środy lub czwartku.

No ale skoro już mam pół godziny na wpis, to wykorzystam to na zdemaskowanie bzdur polityków. Jak każdy, kto świadomie karmi się papką z mediów wie, dzisiejszy temat to Andrzej Duda.

Po pierwsze, pani Kopacz już zarzuca Dudzie, że ten nie wywiązuje się z obietnic wyborczych. Po pierwsze pan Duda dopiero co został prezydentem - nawet tygodnia urzędowania jeszcze nie ma. Po drugie, pani Kopacz zapomniała o obietnicach jej i pana Tuska - koniec biurokracji, przywrócenie poprzedniej stawki VAT, łatwiejsze płacenie podatków... Sami widzimy co mamy.

Po drugie, mam nadzieje, że Dudzie nie uda się zrealizować części postulatów. Małą listę jego obietnic ktoś zamieścił na demotywatorach:

Na szybko:

  1. Na obniżkę wielu emerytalnego Polski nie stać - jest szansa, że system emerytalny nie padnie, jeśli wraz z obniżką wieku emerytalnego znikną przywileje emerytalne.
  2. Dawanie 500 zł. na każde dziecko to skrajna nieodpowiedzialność - duża część pieniędzy nie trafi tam, gdzie powinna. A faworyzowanie rodziców jest niesprawiedliwe.
  3. Tylko idiota wierzył w kredyty we frankach - nie znoszę banków, ale w pojedynku bank kontra idiota nie potrafiący przeczytać porządnie umowy, trzymam za bankami.
  4. Kopalnie się prywatyzuje, a nie wspiera. 25 lat wspierania kopalń doprowadziły do problemów ekonomicznych i kradzieży naszych pieniędzy na bandę górniczych związkowców.
  5. Chyba istnieją nadal bezpłatne przedszkola, nie wiem po co Duda to obiecywał.
  6. Program budowy mieszkań dla młodych nie przyniesie wzrostu ilości mieszkań - skończy się jak 3 mln mieszkań Kaczyńskiego oraz Program dla młodych Tuska.
  7. Stocznie będą dobrze się rozwijać, gdy trafią w prywatne ręce.
  8. VAT albo obniża się dla każdego, ale wcale. Żadnego faworyzowania.
Niestety, ale znowu mamy skretyniały socjalizm...

środa, 5 sierpnia 2015

Kto obalił komunizm w Polsce?

Pytanie bardzo kontrowersyjne, bo każdy ma inną odpowiedź. Owszem, przemiany w latach 1989-1993 roku były największym sukcesem ludzkości w historii, gdzie upadło największe totalitarne supermocarstwo, a wiele państw wyzwoliło się z niewoli i wprowadziła demokrację (Polska, Węgry, Czechosłowacja itd., w Azji Mongolia). Wiele narodów uzyskało niepodległość (Słowacja, kraje bałtyckie itd.), Niemcy znowu stały się jednością... Krytycy jednak uważają, że w Polsce nigdy nie upadł komunizm, że Wałęsa stał się taki sam jak Jaruzelski, że Solidarność zdradziła Polaków pijąc wódę w Magdalence... Sam często mam wrażenie, że komunizm zastąpiono postkomunizmem, gdzie zamiast pałą łeb dostajesz mandat, a władzę jak ludzi oszukiwała tak oszukuje. Ale nie o tym.

Wałęsa, największa porażka w naszej demokracji, polegająca na wybraniu elektryka po zawodówce gówno znającego się na prowadzeniu państwa, w swoim wielkim, jak Rosja po wylaniu się na Krym,  ego stwierdził kiedyś, że sam obalił komunę:

Niestety, ale Wałęsa stał się pseudo-symbolem. W takim razie, kto obalił komunizm w Polsce?
  1. Solidarność jako organizacja – ludzie z Solidarności wielu odchyleń do socjalizmu doprowadził do obalenia zbrodniczego systemu. Niezależnie jak ocenimy te populistyczne postulaty oraz dzisiejsze głupkowate pomysły liderów tej organizacji, to można przyznać, że to Solidarność jako pierwsza obaliła komunizm. Aby nie było, Solidarność to nie był sam Wałęsa – w pewnym momencie to było 10 mln osób!
  2. Kościół katolicki – niezależnie od tego, jak oceniamy kościół, to wielu księży pomagało ludziom, często kapłani apelowali o zaprzestanie znęcania się nad Polakami (Wyszyński za czasów Gomułki, Popiełuszko i Jan Paweł II w latach 80.). Wybór Karola Wojtyły na papieża umocnił walkę kościoła z komunizmem, gdyż sprawa Polski była szeroko rozpowiadania przez papieża.
  3. Kryzys gospodarczy – jak brak gotówki i jedzenia w sklepach przycisnął, to nawet komuniści zaczęli coś robić, aby było inaczej. Brak towaru w sklepach, wszędobylskie kolejki, marnotrawstwo, sankcję Reagana... W każdym kraju wielkie protesty i zmiana sterów rozpoczyna się, gdy brak jedzenia. 1970 komuniści zapomnieli, że w 1954 Maslow w swojej hierarchii potrzeb umieścił na podstawie piramidy potrzeby fizjologiczne. Rzecz jasna w 1970 gwałtowny wzrost cen i braku w sklepach musiały skończyć się protestami, które krwawo stłumiono. W latach 80. komuniści zaczęli pomału rozluźniać Polaków z więzi, ale nie zorientowali się, że ludzie mogli sami się wyzwolić.
  4. Ustawa Wilczka – ta potocznie nazywana ustawa pozwalała na tworzenie własnych firm. Ustawa była genialna w swojej prostocie – 5 stron tekstu i to wszystko w kwestii regulacji. Ludzie, którzy założyli swoje firmy, posmakowały kapitalizmu i automatycznie odcięli się od komunizmu.
  5. Spryt ludzi – Polak jak wiadomo, lubi kombinować lub omijać zasady. W ramach protestu telewizory wystawiano za okno (nikt nie mógł zabronić takiemu działaniu), Pomarańczowa Alternatywa kpiła z milicjantów happeningami, powszechnie granie na nosie cenzurze przez muzyków... Liczne były spryty ludzi - od zdobywania mięsa po ośmieszenia grupy milicjantów.
  6. Reagan i Gorbaczow – o dziwo tak. Powszechny program zbrojeń rozwalił ekonomię w ZSRR. Gorbaczow musiał ulec u siebie. Zajęty problemami w kraju Rad machnął ręką na problemy w Europie Środkowej. 
  7. Kultura i prasa niezależna – dzięki kulturze i prasie niezależnej każdy mógł poznać inne spojrzenie na sytuację. Solidarność miała Kaczmarskiego, inteligent książki z drugiego obiegu, punkowcy Dezertera... Chyba każda grupa miała coś, co jasno krytykowało komunizm i otwierała oczy na problemy.
A Wałęsa i inni liderzy Solidarności? Chlanie wódy w Magdalence, strzelenie w pysk Polakom podczas prac nad ustawą lustracyjną w 1992, zgodzenie się, żeby Jaruzelski został prezydentem, brak wykształcenia politycznego (Wałęsa był prostym elektrykiem, Kuroń nie ukrywał, że nie zna się na swojej pracy, czyli na Ministerstwie Pracy), liczne kłótnię... Nie dziwię się ludziom, że w 1993 roku mieli zdrajców i dyletantów dosyć i wybrali ludzi związanych z PZPR.

wtorek, 4 sierpnia 2015

Nie lubię tego misia...

Wiele fikcyjnych misiów cieszyło każde dzieci. Uszatek albo Yogi... Jak się skończyło dzieciństwo, to za najważniejszego misia uznawaliśmy Misia Barei, gdzie cały scenariusz stał się zbiorem cytatów. Niestety, banda pseudo utalentowanych twórców reklam musiała zepsuć opinię "każdy miś jest super". Po dennym amerykańskim Tedzie, od którego dostałem ryzyko raka mentalnego, to ten rak (i to z przerzutami) zapewnił mnie miś z reklam Plusha.

Nie trudno się domyślić, że te reklamy są skierowane do określonej grupy docelowej (w tym przypadku do większość uczniów gimnazjum). Reklamy to prymitywny humor miśka, który uwielbia zabawę, alkohol, głupie zakłady... Nie przypomina to wam stereotypowego Sebę z gimnazjum, który ubiera się w dresy, nie lubi uczyć się i ma na wszystko tzw. "wyjebkę" (w tłum. na język polski: "po kiego mam się uczyć, mam ważniejsze problemy na głowie jak brak papierosów"). Misiek z reklamy także jest taki.

Z tego co zwróciłem uwagę, stronę jako tako trzyma poziom. Z jednej strony nie ma aż tak wylewającej się z telewizora głupoty, ale z drugiej autor strony pewnie ledwo co zdobył kwalifikację E14 w zakresie m.in. pisania stron i aplikacji internetowych, skoro zakładka "kartka" jest pusta (brak strony .html). Rzecz jasna nawet najlepszemu zdarzy się wpadka, ale skoro to prowadzi firma reklamująca się w całym kraju, to jednak taki niesmak pozostał.

Jeśli jednak masz ochotę wyrzucić komputer za okno/dostać raka mentalnego z przerzutami/stracić wiarę w ludzkość/lub po prostu szukać dowodów na to, że cenzura i centralne planowane wbrew pozorom nie były takie złe, to zapraszam na oficjalny profil oferty na Facebooku (wiem, dziwnie to zabrzmiało). Aby pokazać, że to wszystko jeszcze działa, możemy obejrzeć zabawne jak historie z Chwili dla ciebie z zakładki humor, memy. Do użytkowników w postach autorzy wołają Ryśki i Misioliny (skąd jedno i drugie - nie wiem. Rysiek bo w Misiu Barei główny bohater to Ryszard Ochódzki? Misiolina bo... właściwie to nie mam pomysłu, skąd to może pochodzić...). Nie mniej Misioliny chyba szybko bym przekręcił na Mussoliny. Kiepska nazwa. Pominę rzecz jasna nietolerowane przeze mnie wciskanie słów z angielskiego (owszem, robię błędy językowe, ale na "leżingi", "pluszingi", "lomżingi", "kissingi" i wszystko inne z +ing zamieniam się w Hulka). Szkoda moich nerwów na te "+ingi", a nadużywanie wulgaryzmów to też pewnie w pewnym rodzaju poważny błąd językowy.

O traktowaniu potencjalnych klientów (lub już klientów) nie ma co zbytnio dużo mówić: dno, bagno, wodorosty, jeśli opowiada się do każdego (niezależnie od tego, czy ma ten ktoś 15 czy 50 lat) "spox", "stary", "luz"... Kto chce, to niech poczyta komentarze, większe dno niż na Wirtualnej Polsce...

Swoją drogą, w tej reklamie miś klepał w tyłek blondynkę. Aż dziwne, że nikt (na czele z panią Szczuką) nie zgłosiły do KRRiT seksistowskiej reklamy, utrzymującej mit, że niektóre dziewczyny są puszczalskie na każdego podrywacza.

Polowanie na zwierzęta

Ciężko mi tutaj wypowiadać się o zabijaniu zwierząt. Z jednej strony nie popieram mordowania lwów w imię zabawy, skręcania karków psom i wyrzucaniu zwierząt do Wisły czy też innych prymitywnych metod zabijania bezbronnego zwierzęcia, ale z drugiej mogę zostać (i w sumie słusznie) za obłudnika, który je mięso. Co do zabijania zwierząt gospodarskich zostanę cicho z powodu powyższej rozterki, ale spójrzmy się na zabijanie dzikich zwierząt.

Chyba cały świat mówił o dentyście, który zabił wiekowego lwa, maskotkę Zimbabwe. Dentysta miał zezwolenie na upolowanie zwierzęcia i wyraził skruchę za zabicie maskotki. Dzisiaj na rmf24.pl przeczytałem artykuł o idiotce (tak, idiotce), która chwaliła się zabiciem żyrafy. Po fali tzw. "hejtów" (a właściwie krytyki, nie zaśmiecajmy języka polskiego zbędnymi zapożyczeniami) dziewczyna na złość zamieściła zdjęcia upolowanego krokodyla i antylopy. Nie wiem jak wygląda sytuacja uzyskaniem zgody na polowania spośród ponad 50 afrykańskich państw, ale polowanie na zwierzę, które nie chce nas zabić, w ramach zabawy jest szczytem głupoty i skurw...

Na Wykopie Jariii napisał ciekawą receptę na takich idiotów. Zezwolić na polowania za opłatą. Ale żeby zwierzę miało równe szanse, człowiek może pomóc sobie tylko dzidą. Jeśli agresywne zwierzę w ramach selekcji naturalnej staranuje lub zje głupola, to szybko spadnie liczba chętnych na polowania. Ode mnie w ramach walki z kłusownikami proponuje, aby każdy kraj unijny rocznie wydawał promil budżetu na zatrudnienie ochrony do tych zwierząt (w Polsce to będzie około 70 mln zł.) - ochrona w jakiś sposób ograniczy nielegalne polowania. Choć z drugiej strony, co to za pieniądze na ochronę zwierząt, skoro cała Unia ma w czterech literach legalne zabijanie byków w Hiszpanii (na pocieszenie: Katalonia na szczęście już zakazała zabijania byków).

Jak socjalizm rodzi problemy w skali mikro

Kilka miesięcy temu Dan Price w swojej firmie wprowadził jednolite pensje dla wszystkich: 70 tys. dolarów rocznie. Sam zarabiał w rok milion dolarów, dzięki czemu zdobył ogromną popularność na świecie. Minęło pół roku, niektórzy nie wierzą w kłopoty Dana Price'a, niektórzy wierzą. Mniejsza z tym. Niezależnie od intencji Price'a można pokreślić jedno - jeśli problemy rzeczywiście istnieją, to Dan Price będzie moim faworytem w Nagrodzie Ig Nobla 2015 z ekonomii.

No to dlaczego Dan Price może stracić firmę?
  1. Równe pensje mocno ograniczają wydajność i konkurencyjność u pracowników. Osoby zarabiające mało będą obijać się, ponieważ pomyślą, że ci bardziej pracowici będą pracować dla nich. Najzdolniejsi i najbardziej pracowici zaś stracą zapał, gdyż będą wiedzieć, że niezależnie ile zrobią, to dostaną tyle samo co największe lenie.
  2. Wzrost cen. Pieniądze nie biorą się z nieba, a te z drukarki mogą przynieść kłopoty (w Polsce to chyba 25 lat więzienia, jak wygląda to USA - nie wiem). Rzecz jasna aby mieć za co sfinansować pensję, należy zwiększyć ceny towarów.
  3. Spadek jakość towaru/usług. Punkt ściśle związany z punktem pierwszym - najzdolniejsi zrezygnują z pracy, zostawiając tych mniej zdolnych lub leniwych. Spada w ten sposób jakość, a co za tym idzie, spada liczba klientów.
Tak oto działa socjalizm w skali mikro. Nie muszę chyba wyjaśniać, że jeszcze jakieś 30 lat temu mieliśmy to samo u siebie. Jedna głupia decyzja i są same kłopoty.

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Hejt na papieża

Zachęcam mocno do obejrzenia filmu z serii Analogowy Vlog, gdzie świetnie i obiektywnie przedstawiono, dlaczego Jan Paweł II nie był idealny, dlaczego hejt na papieża jest niewskazany lub dlaczego skupiono się na pedofilii w kręgach papieskich, choć papież na swoje możliwości walczył tymi praktykami. Film ma prawie pół godziny.


Wojtylizm i antywojtylizm

Każda epoka w historii Polski miała takiego bohatera, który był znany i ceniony na całym świecie, niezależnie od tego, kim on był. W renesansie Kopernik, w romantyzmie Chopin, w okresie międzywojennym Paderewskiego i Piłsudskiego, w latach 80. Wałęsę i Wojtyłę. Kult papieża-Polaka jest uzasadniony, jako że Polska nadal to kraj głównie katolicki. Niestety zarówno nadmierny kult oraz prymitywne obelgi mocno psują obraz papieża.

Kult papieża wygląda w Polsce mniej więcej tak: obowiązkowo musi być powieszony obraz z świętym w głównym pokoju, zalecane także w innych pomieszczeniach. Budowa pomników przez wielu może istnieć nawet za pieniądze z podatków. Każde miasto obowiązkowo musi mieć ulicę im. Jana Pawła II (ktoś cynicznie stwierdził, że łączna długość ulic im. Jana Pawła II w Polsce jest większa od długości autostrad i ekspresówek w Polsce). Jest tylko jedno małe ale...

Papież pewnie wolałby przeznaczyć pieniądze na coś innego niż pomniki, które w wielu przypadkach są tandetami. Podobno Jan Paweł II powiedział, żeby nie budować pomników tylko zrobić coś dobrego dla ludzi (sam cytat bardzo mocno pachnie miejską legendą - ja sam słyszałem wersję, że wolałby, aby Polacy budowali hospicja i szpitale im. Jana Pawła II niż pomniki na jego cześć). Nie zważając jednak na prawdziwość tych słów, można spokojnie przyjąć, że budowane już za życia Karola Wojtyły pomniki mogły być źle postrzegane przez niego samego. Podobnie liczne obrazki z wizerunkiem papieża, książki poświęcone jego naukom, gazety, które powielają biografię Jana Pawła II... Mówiąc brzydko, jeszcze trochę, a papież wyskoczy nam z lodówki, ponieważ jakiś handlarz w celu zwiększenia dochodu zacznie sprzedawać kremówki wadowickie, a na opakowaniu będzie papież.

A co z antywojtylizmem? Rzecz jasna należy oddzielić krytykę jego niektórych działań (nie oszukujmy się, Jan Paweł II jak my był człowiekiem i miał prawo popełniać błędy) oraz jasnych oszczerstw, żałosnych kpin i bezpodstawnych oskarżeń. Wśród zwykłej krytyki, nie przekreślającej całkowicie dokonań Jana Pawła II można zaliczyć np  np. zupełnie inne podejście do kanonizacji i beatyfikacji u Papieża Benedykta XVI, który mówił, że Jan Paweł II doprowadził do "inflacji błogosławionych i świętych". Z jednej strony, jeśli ktoś za życia był dobry, to według chrześcijan trafił do nieba i został automatycznie świętym. Z drugiej, skoro istnieje taka zasada, to robienie sztucznej listy wyróżniającej liczbę świętych i błogosławionych było stratą czasu.

Do tej kpiarskiej, żenującej itd., które powinny lądować nie w Internecie tylko na biurku prokuratora z dopiskiem "Doniesienie o popełnieniu przestępstwa" można np. zamieścić filmiki tworzone przez tzw. karaczanów, czyli przez grupę osób, które są związane z portalem pl.vichan.net, których głównym zadaniem jest ubliżanie każdemu. Do większych akcji karaczanów należą m.in. obrażanie rodziny Filipa Chajzera dzień po śmierci jego 10-letniego syna, wspominanie filmy czy też liczne włamania na strony różnych uczelni. Dodatkowo użytkownicy aby odciągnąć od nich uwagę, podpisują się jako użytkownicy wykop.pl, przez co niektórzy nieusłużnie obrażają wykop o obrażanie papieża. Ataki na papieża pochodzą też z środowisk lewicowych. Feministki np. oskarżają papieża o zakaz stosowania antykoncepcji, uszaty Urban kpi z papieża i jego kultu. Przypadków jest dużo. Wśród żenujących filmów atakujących papieża, jest np. to (sam film zgłosiłem ze względu na ataki na papieża, ale niestety nie doczekałem się reakcji).


Niezależnie od tego, czy papież jest traktowany jak Matka Boska lub za pedofila, obie strony przeginają pałę. Jedną należy temperować naukami papieża, które krytykują Polaków za zbytnie skupienie się na jego naukach niż na czynieniu droga, a drugich należy wytępić poprzez zgłoszenia do moderatora/prokuratury/rodziców dzieciaka, który szalkuje papieża.